Nie wydaje mi się, żeby studiowanie ogłoszonego dzień czy dwa temu utworu prozą pt. „Program wyborczy Ryszarda G.”, było zajęciem sensownym. Wiele wskazuje, że sam autor, dotychczasowy prezydent Poznania, traktuje go z przymrużeniem oka, jako konieczny element publicznego rytuału, jaki musi odprawić kandydat na prezydenta, by zachować pozory, iż liczy się z demokratyczną opinią publiczną. Ten fakt jednak, kreowany bez większego przekonania na wydarzenie, wpisuje się w całą serię sytuacji generowanych w tych wyborach przez lokalnych polityków miejskich, w których okazują oni pogardę tej opinii.
Oto najpierw były poseł, senator jednej partii, działający i definiujący się jako członek drugiej partii, zostaje kandydatem na prezydenta partii trzeciej. Potem przyjęty z hukiem do głównej partii prezydent miasta, po żeby był właśnie w tej partii partyjny, ogłasza się antypartyjnym kandydatem. Następnie montuje sobie komitet do rady z członków innych partii, których w nich już nikt nie chciał, jako komitet przeciw-partyjny. Z kolei definitywny kandydat partii głównej nagrywa spot wyborczy, w którym udaje kandydata na prezydenta opozycji społecznej, obywatelskiej, z której postulatami był od lat w sporze. Jego rywal, dotychczasowy prezydent idzie jeszcze dalej, bo po prostu wpisuje sobie, bez wdzięczenia się do kamery, wprost do programu postulaty tejże opozycji. Park Rataje? Bardzo proszę. Drogi rowerowe? Nie ma sprawy. Europejski Poznań? Jak najbardziej. Ciemny lud kupi wszystko, jak mu właściwie podać. Jak długo?
Cóż się dziwić, że ludność ma dość polityki, a zwłaszcza polityków. Dlatego bycie politycznym debiutantem, w której to sytuacji znajduje się kandydat na prezydenta obywatelskiej opozycji społecznej, Jacek Jaśkowiak, jest walorem, zaletą, na swój sposób mocną stroną. Niektórzy uważają, że popełnia on pewne błędy – co u śmiertelnych się zdarza, nie znam takiego, który byłby wyjątkiem. Ale Jaśkowiak nie robi z siebie takich jaj, nie robi takich numerów, jak ci pożal się Boże, „wytrawni”, tutejsi politycy miejscy.
Polityka wyborcza jest sztuką uwodzenia na szeroką skalę. Im świeższa, bardziej niewinna, nieskalana uwodzicielka, tym (co dziwne, bo co taka potrafi…) atrakcyjniejsza. Ryszard G., jak mu czujnie wytknęła uczona pani doktor od polityki na portalu ePoznań, pisząc swój „program wyborczy” zachowuje się jak uwodzicielka znowu-dziewica, która jeszcze nigdy, nigdy, i ten pierwszy raz ma przed sobą, właśnie z Tobą, wyborco, teraz… Przedtem nic nie było… Jakie przedtem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz