piątek, 12 listopada 2010

Europejski Poznań 3

Hasło „europejski Poznań” pojawia się w debacie wyborczej w głosach już wszystkich stron (głównie chodzi mi o aspirantów do prezydentury, bo ta kampania dociera najszerzej). Wiarygodność intencji, przynajmniej obecnych udziałowców władzy miejskiej, tj. szefa rady i prezydenta, w tej materii najlepiej zweryfikuje przedstawienie ich dotychczasowych dokonań. A dokonania najlepiej okaże rekonstrukcja skutków miejskiej polityki inwestycyjnej. Jaki Poznań wyłania się jako wynik tej polityki? I czy to jest wynik pasujący do europejskich standardów rozwoju miast zgodnych z zasadami zrównoważonego rozwoju?


Zapytajmy, czego najwięcej powstawało (lub miało powstawać), w ostatnich latach w Poznaniu?


Najlepiej rozwijał się Poznań supermarketów, istniejących pod różnymi nazwami, ponieważ słowotwórstwo w tej dziedzinie rozwinęło się bogato: galerie handlowe, centra handlowe, megamarkety, hipermarkety, miasteczka handlowe itd.. Nie wiem, ile jest ich w mieście, wokół os. Zwycięstwa wg informacji rady osiedla jest ich 13. Poznań ma najwyższe w Polsce nasycenie supermarketami, ale mają powstawać kolejne (przy ul. Gajowej, Os. Łacina, na Łazarzu „Metropolis”). One mają stać się, czy raczej stają się, centrami życia społecznego, ale rozumianego komercyjnie, tzn. jest to teren prywatny, na którym można wiele... kupić, łącznie z usługami duchowymi, ale warunkiem obecności tam jest kasa. Innymi słowy: są takimi centrami dla tych, którzy uważają, że akty kupna-sprzedaży to jedyne, albo podstawowe, przejawy życia społecznego. Innych nie ma albo można je olać.


Jeszcze chyba lepiej rozwinął się Poznań komercyjnych, deweloperskich osiedli, wiele z nich na peryferiach składających się z tzw. apartamentowców (reklama: apartament nad jeziorem przy lesie blisko centrum), zlokalizowanych często z gwałtem na przestrzeni miejskiej lub środowisku – wstawione w klin zieleni, w sąsiedztwo niskiej zabudowy jednorodzinnej albo w okolice chronione konserwatorsko (zabytkowe). Generują one problemy komunikacyjne, bo powstały w oparciu o warunki zabudowy, więc nie ma planu drogowego. Często są zamknięte (szlaban plus strażnik), o niezbyt wysokiej jakości architektonicznej i technicznej, ściśnięte do maksimum, pozbawione zieleni oraz podstawowej infrastruktury usługowej i socjalnej. Były sprzedawane po spekulacyjnych cenach i dostępne tylko zamożniejszej części mieszkańców miasta, pozostali spłacają wyżyłowane hipoteki przez całe czynne życie zawodowe. W dużym stopniu mają one charakter lokat kapitałowych, nie tylko czynionych przez tubylców. Są oczywiście ciekawe realizacje (Ułańska...), ale standard jest inny.


Jakby na tle i w dopełnieniu powyższego w powstawał Poznań banków, biurowców i hoteli, nie związanych funkcjonalnie, społecznie, czasem estetycznie z otoczeniem (wyobcowanych), ja mam odczucie, że są to właśnie ciała obce w przestrzeni miejskiej, a Sheraton w miejscu kina „Bałtyk” to jakaś straszliwa kupa. Dopełnieniem jest parę nowych kościołów, dzięki czemu władza publiczna dobrze żyje z władzą duchową. Pieszczony stadion Lecha, dzięki którego kibicom można wygrywać wybory. Oraz wszechobecne, zatłoczone parkingi, sprawiające wrażenie prowizorycznego, niechlujnie tymczasowego wypełnienia przestrzeni. Plus słoniarnia i termy maltańskie, czyli coś dla zgrobelizowanego ducha, gdy nie ma meczu.


Projektu-wizji miasta wg grobelizmu dopełnia III rama komunikacyjna, w planie 34 kilometrowa wewnętrzna miejska autostrada za 10 mld PLN, w kształcie pierścienia, po której ma dać się dojechać z dowolnego deweloperowca/supermarketu w Poznaniu do dowolnego innego deweloperowca/supermarketu w nie więcej niż 20 minut. Ale ściema! Dzięki temu będzie przybywać kolejnych supermarketów, osiedli deweloperskich i biurowców z parkingami (tak to jest zaplanowane i skalkulowane), okraszone pojedynczymi świątyniami i miejscami rozrywki. Centrum jest traktowane jako czarna dziura czyli getto, poza kilkoma czekoladowymi traktami (Stary Browar – Kupiec Poznański –Galeria Marcinkowskiego), a po jego ostatecznym upadku paru kumpli wykupi je po 1 symboliczny złoty za ha, bo przecież będą musieli je zrewitalizować.


Ta wizja jest już realizowana, praktycznie, można sobie obejrzeć, na przykład wiadukt na Bukowskiej nad nieistniejącą III ramą. Od miasta amerykańskiego różni się tym, że getto nie jest kolorowe i wieżowce mniejsze, a od III świata tym, że slumsy zakłada magistrat kupując kontenery dla penerów.


Ramę pojęciową tego, czym jest nowoczesne europejskie miasto zwięźle przedstawił dr Andreas Billert, nasz mistrz, w rozmowie ze mną dwa lata temu, zatytułowaną „Miasto to nie shopping mall”.


*  *  *


Rozdawanie ulotek, podstawowa czynność w kampanii wyborczej, pozwala obserwować zachowania ludzi. Będąc samemu w centrum uwagi (koszulka organizacyjna, czapeczka, hałasowanie tubą), człowiek jednak staje się paradoksalnie niewidzialny. Bo sam w pewnej chwili przestaje zwracać uwagę na to, że inni patrzą. I wtedy zaczyna uważniej patrzeć na tych innych. I dostrzega na przykład to, co dopiero dziś zauważyłem, że przy umiejętnym zagajeniu wielu ludzi czuje się usatysfakcjonowanych tym, że ktoś zabiega o ich uwagę, głos, poparcie. Po części chyba na tym polega demokracja…

1 komentarz:

  1. Bardzo trafne podsumowanie dotychczasowej polityki Prezydenta Ryszarda Grobelnego. Paradoksów jest wiele - głównie tych z pogranicza prawa i budownictwa. Wykucie przez mieszkańca okna w ścianie to przewinienie godne wieloletniego ścigania administracyjnego, natomiast deweloper może zabudować Wartę czy też postawić na granicy działki zasłaniający światło budynek. Zwykły mieszkaniec jest wywłaszczany pod poszerzenie ul. Bukowskiej, natomiast deweloper dostanie pozwolenie na budowę w miejscu, gdzie powinna przebiegać obwodnica...

    OdpowiedzUsuń