To wezwanie jest o tyle bez
sensu, że raczej nie ma podstaw wątpić, by prezydent-elekt postępował inaczej.
Jest ono skierowane raczej na zewnątrz, nie tyle jako wezwanie do jakiegoś działania/postępowania,
co krytyka rozmaitych form presji na Jacka Jaśkowiaka, kategorycznych żądań,
pouczeń, zdecydowanych ocen itd.
„Miodowy tydzień”?
Miniony tydzień, a na pewno
druga jego połowa, była bardzo wydajna jeśli chodzi o publiczną produkcję narracji
odnoszących się do działań nowego prezydenta. W centrum uwagi, a jeszcze
bardziej dużych namiętności, znalazły się kwestie
personalne, potocznie określane jako decyzje o stołkach (a wulgarnie – o dostępie
do koryta... o tyle nietrafne, że JJ zamienia zajęcie bardzo dochodowe na sporo
mniej). Jak zwał tak zwał – jest to sfera wywołująca o wiele więcej zapału niż
taki na przykład program wyborczy. Kto
zostanie wiceJackiem – Iksiński czy Igrekowski? A czemu nie Zetowski albo
Abecadlak? A może Uvałwicz? Wiceprezydentów może być maksimum czterech, więc
temat wielki jak słoń, liczba możliwych kombinacji/spekulacji ogromna.
Ktoś przytomnie napisał, że
prezydent-elekt nie miał nawet miodowego tygodnia spokoju (rozkoszy?) po
wyborze, a cóż dopiero 90 spokojnych dni. Z jednej strony część opinii
publicznej zaczęła fomułować mniej lub bardziej zdecydowane oczekiwania/żądania personalne, a z drugiej – media
bardzo skutecznie upubliczniały każdą propozycję
personalną, hipotetyczną, rozważaną choćby wstępnie i w małym gronie. To z
kolei generowało ruch opinii i komentarzy, podejrzeń, zarzutów, pretensji itd.,
napędzających zwrotnie aktywność mediów. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, jakoś
tak to chyba powinno działać. Trzeba mieć nadzieję, że publiczne obnażanie
procesu negocjacyjnego nie oznaczało niczyjej indywidualnej krzywdy, choćby
przez żywiołowe upublicznienie wrażliwych informacji osobistych. Jednak, z
drugiej strony, po 16 latach polityki gabinetowej mamy do czynienia z czymś całkiem nowym, fenomenalnym, demokracją in status nascendi, o czym nie do końca
wiemy, jak powinno wyglądać. Jest to na swój sposób fascynujące, łącznie z
obecnością szeregu iluzji, czy złudzeń. Ale też możliwością
obserwowania różnych strategii rozmaitych podmiotów usiłujących oddziaływać na
wynik, czyli decyzje personalne prezydenta-elekta, kto będzie jego najbliższym
współpracownikiem najwyższego szczebla. I wyobrażenia, czasem spiskowe, o tych
strategiach.
„Kluczowa” kwestia wiceJacków
O ile mi wiadomo, było tylko
jedno publicznie sformułowane, i przewidywalne żądanie personalne przed II turą
wyborów prezydenckich: Kongres Kobiet zgłosił oczekiwanie, by jednym z wiceprezydentów była kobieta.
Poza tym podstawowym oczekiwaniem było, by skończyło się urzędowanie Ryszarda
Grobelnego. Organizacja bardziej sformalizowanego poparcia dla Jacka Jaśkowiaka
przez komitety SLD Lewica Razem, Anny Wachowskiej-Kucharskiej i Koalicji Prawo
do Miasta związana już była z wynegocjowaniem pakietu 8 punktów warunków programowych poparcia. Nadal nie było żadnych
uzgodnień, deklaracji, umów czy zobowiązań personalnych. Jacek Jaśkowiak na
samym początku, wchodząc w rozmowy o poparciu z przedstawicielami naszych
trzech komitetów zastrzegł sobie, po kilkakroć, że nie podejmuje przed II turą
wyborów żadnych zobowiązań personalnych. Nasz
wspólny kredyt zaufania, ogłoszony 22 listopada br., nie miał za podstawę
żadnych warunków personalnych!
Trzeba przypomnieć, że wtedy
już był znany układ sił w radzie miasta. Przede wszystkim wcześniej było wiadomo,
że T.Lewandowski, kandydat lewicy na prezydenta deklaruje poparcie dla każdego
rywala R.Grobelnego. Podobnie, acz przy sformułowaniu pewnych warunków – Anna
Wachowska-Kucharska i Maciej Wudarski. Jednak już po II turze wyborów
wykreowało się po stronie najgłośniejszej części środowiska lewicy, oczekiwanie by to właśnie T.Lewandowski
został jednym z wiceprezydentów. Prezydent-elekt odniósł się do tego akceptująco,
ale nie było to zobowiązanie, raczej istotna i atrakcyjna możliwość. Zarówno
komitet PdM jak i AW-K uznały ją za sensowną, słuszną i potrzebną.
Mikro-kredyt zaufania
Zaufania w ramach kredytu
dla Jacka Jaśkowiaka starczyło na 2-3 dni. Bo mniej więcej już od minionego
wtorku-środy zaczęło się rozkruszanie go. Najpierw wyższe szarże PO ogłosiły
kto tu rządzi (pisałem
o tym), a potem ruszył chocholi taniec. Stawało się coraz bardziej jasne, że
wcześniejsze punkty widzenia, eksponujące wspólną troskę o miasto, w większości
upadły – wypłynęły partykularne interesy i
ambicje. O ile najpierw wspólna uwaga była skupiona na obaleniu Ryszarda 16
lat Grobelnego, potem – na warunkach programowych nowej, alternatywnej prezydentury,
to ostatecznie, to co było „wspólne”
przestało istnieć, a kulminacja nastąpiła wczoraj na spotkaniu w centrum Bukowska.
Stało się publiczne wiadome,
że dla „góry” PO udział T.Lewandowskiego we władzach jako wiceprezydenta jest
trudny do zaakceptowania, mimo przeciwnej i zdecydowanej wyjściowej postawy w
tej sprawie Jacka Jaśkowiaka. Dlatego pojawiły się inne potencjalne kandydatury,
w tym – w piątek – Macieja
Wudarskiego, wcześniejszego kandydata na prezydenta Poznania Koalicji Prawo
do Miasta. W moim przekonaniu kolportowany pogląd, że prezydent-elekt „ugiął”
się przed „górą” PO nie jest trafiony. Jacek
Jaśkowiak kalkuluje, i w wyniku wyszło mu, że koszt wojny na górze i na
dole PO jest dla Poznania zbyt wielki. Decyduje jednoosobowo, jednoosobowo został
wybrany i jednoosobowo odpowiada, w każdym sensie – moralnym, politycznym,
prawnym... Konstrukcja demokratycznej władzy jednoosobowej opiera się na zawierzeniu
i w konsekwencji powierzeniu na określony czas spraw publicznych wybranej osobie.
Tu zawierzenia starczyło do pierwszej przeszkody. Czy ono zatem w ogóle miało
miejsce?
Polskie piekło
Maciej Wudarski ani nikt z liderów
naszego środowiska nie zabiegał o nominację, w żadnych
kalkulacjach/kombinacjach personalnych jego osoba się nie pojawiała, jak np.
Anny Wachowskiej-Kucharskiej albo Aleksandry Sołtysiak-Łuczak. Jako koalicja
wyborcza nie prowadziliśmy w tej sprawie
żadnej gry. Ewentualny wybór jednej, drugiej lub trzeciej osoby akceptujemy
i było to oczywiste. Żądanie, z jednej strony, niezależności prezydenta-elekta
od nacisków, ale tylko jeśli pochodzą od PO, a z drugiej – domaganie się
podporządkowania własnym naciskom jest wewnętrznie sprzeczne. Sąd sądem ale
racja musi być po naszej stronie!
Tak czy owak, wspólnota
społecznego poparcia dla Nowego Otwarcia w Poznaniu legła w gruzach, Maciej
Wudarski został przez część tej (byłej) wspólnoty uznany za wroga publicznego nr 1, „listek figowy” złych ludzi z PO, a
nasze środowisko za piątą kolumnę, „konserwatywno-prawicowe” zaplecze
pogrobowców RG, itp. bzdury... Polskiego kotła w piekle diabli nie pilnują, bo
rodacy sami zadbają, żeby nikomu nie udało się wydostać. Cytat, jeden z wielu
możliwych, z wypowiedzi Pani Przewodniczącej: Katarzyna
Kretkowska
W
co Pani nie wierzy, (...), że Maciej Wudarski wejdzie do zarządu jako ten
listek figowy by legitymizować odgrzanie układu władzy PO-Grobelny, i dać temu
układowi brakujący 1 głos? Ideowość to zdaje się nie jest cecha naczelna nowego
wice-prezydenta, raczej ambicja własna i zarozumialstwo.. I dalej: Katarzyna
Kretkowska
PdM,
Krzysztofie, a raczej osobista ambicja Wudarskiego używana jest instrumentalnie
po to, by usankcjonować, przez tych samych co dotąd "działaczy",
sojusz i trwanie dotychczasowego układu Grobelny-PO.
SLD bezpośrednio i wprost
ustami T.Lewandowskiego, a wcześniej wiceprzewo rady miasta Katarzyny
Kretkowskiej, publicznie przedstawił rodzaj
ultimatum albo szantaż: ponieważ mamy tyle i tyle mandatów w radzie miasta
(bo poparło nas – Tomka tylu i tylu wyborców), poparcie dla działań prezydenta
elekta uzależniamy od stanowiska wiceprezydenta. Tomasz
Lewandowski
(…)
Przed Jackiem ważny test. Albo konsekwentnie
będzie szedł w kierunku wyznaczonym przez wyborców i zwiąże się z naszym klubem
wbrew woli klubu przyjaciół Rysia. Albo podporządkuje się konserwie. Co wtedy?
Proste. Będzie zdany na sojusz z ludźmi RG w radzie miasta i nie tknie nawet
układu w mieście bo mu na to nie pozwolą. Proste jak budowa cepa. Tu nie ma
żadnych wariantów pośrednich.
A na koniec ostatnie słowo Anny
Wachowskiej-Kucharskiej, której wydawało się, że to „wiec”, w jaki
przekształciło się wczorajsze spotkanie, będzie podejmował decyzje personalne.
Dzięki temu wiemy, gdzie jesteśmy i kto jest kim.
Anna
Wachowska-Kucharska:
W podsumowaniu
dyskusji. Była szansa na wspólne porządkowanie Poznania po 16-letniej
działalności Ryszarda Grobelnego. Z udziałem środowisk społecznych
kandydujących w wyborach i i innych, w wyborach nie biorących udziału oraz
Tomasza Lewandowskiego z SLD. Szansa ta
została zaprzepaszczona przez Prawo do Miasta w zamian za kilka stołków.
PdM wspiera i staje się częścią tej reakcyjnej frakcji w Platformie
Obywatelskiej, która żadnych zmian w mieście nie chce. Usprawiedliwiające
wypowiedzi członków PdMu w sprawie oczywistej - tzn. napaści Lecha Merglera na
dziennikarza Tomasza Nyczkę przypominają mi wypowiedzi Joanny Frankiewicz i
Marka Sternalskiego - sączone na sesjach Rady Miasta w 2011 r - a popierające
decyzje o likwidacji poznańskich szkół i przedszkoli.
Kto
chce naprawdę zmieniać nasze miasto, niech robi swoje...
Wypowiedzi Lewandowskiego i Wachowskiej-Kucharskiej swiadcza o tym, ze osoby te maja bol d*** i palily sie raczej do stolka niz do zmiany czegokolwiek w Poznaniu. Wudarski jest swietna decyzja: duzo robi i sie nie pieni, i stawia na dialog. Wazne, ze dostal te resorty, w ktorych ma doswiadczenie i wie jak dzialac. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuń