środa, 2 listopada 2016

WOBEC POLITYCZNEJ ZMIANY



Musimy się nastawić na politykę małych kroków oraz długiego marszu, bo w najbliższym czasie raczej nie należy się spodziewać realizacji celów z obszaru 15 Tez Miejskich. Za wszelką cenę musimy też unikać angażowania się w polskie „wojny plemienne”, trzeba natomiast podejmować współpracę tam, gdzie jest to możliwe. Czy przyszłością ruchów miejskich jest polityczny pozytywizm i czy zdołają one przetrwać „czas zmiany”?


Piszę ten tekst z pozycji uczestnika i działacza ruchów miejskich. Chcę, żeby stanowił on głos w dyskusji, która powinna zakończyć się podjęciem decyzji w sprawie przyszłości Kongresu Ruchów Miejskich: albo będziemy kontynuować dotychczasową strategię i zasady działania w polu polityki, albo powinniśmy zacząć określać je na nowo. Odczuwam potrzebę wyjaśnienia samemu sobie, gdzie się aktualnie znajdujemy, i sformułowania pytań dotyczących obecnego stanu. Podczas odświeżającego IV Kongresu Ruchów Miejskich w Gorzowie podjęliśmy już pewne decyzje o naszej przyszłości. Czuliśmy, że zmiany polityczne nabierają przyspieszenia – mieliśmy nowego prezydenta i znaliśmy wyniki referendum na temat jednomandatowych okręgów wyborczych, ale przed nami wciąż rozciągała się perspektywa wyborów parlamentarnych. Prowadzona od jakiegoś czasu w polityce narracja o zmianie jednym daje nadzieję, dla innych staje się zagrożeniem.

To, co wydarzyło się w polityce polskiej, europejskiej i światowej po IV KRM, i co działo się w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach, to dalsze przyspieszenie zmian, wywołujące coraz silniejsze „ruchy tektoniczne” w obrębie społeczeństwa. Nie trzeba chyba wyliczać przejawów tego zjawiska. Dla niektórych „nasz świat” już się skończył; skądinąd dopiero od niedawna był on „nasz” – demo-liberalny, względnie spokojny, tolerancyjny i praworządny, ogólnie „cywilizowany” (co nie znaczy, że sprawiedliwy, zrównoważony itd.). Dziś ludzie boją się wojny, dyktatury, przemocy, terrorystów, upadku UE, kryzysu i islamistów, a „wojny plemienne” pomiędzy frakcjami politycznymi przybierają na sile.

Co z tego wszystkiego wynika dla ruchów miejskich? Jak odnaleźć się w świecie wzburzonej polityki, walk partyjnych i kłótni toczonych przez polityków? Jak ukierunkować działania, by były skuteczne? Czy dalsze istnienie ruchów miejskich w ogóle ma sens? Co i jak powinniśmy robić? Według jakich zasad pracować? Zarysowują się dziś przed nami te i podobne wyzwania – i bynajmniej nie są abstrakcyjne, wręcz przeciwnie: wydają się bardzo konkretne. Nie oszukujmy się, że posiadamy jakieś gotowe recepty. Pytam o dobre rozwiązania, ale mój głos nie jest pozbawiony niepewności czy zakłopotania.

1. PUNKT WYJŚCIA
Ruchy miejskie, a potem KRM (zawiązany w czerwcu 2011 roku w Poznaniu) powstawały w warunkach względnej stabilizacji politycznej, może nawet stagnacji, panującej zarówno w Polsce, jak i w jej otoczeniu. Takie okoliczności mocno determinowały nasz sposób działania i tematy, jakie podejmowaliśmy, miały także wpływ na społeczny i medialny odbiór naszych akcji i postulatów, a tym samym na zdolność przyciągania zwolenników i sojuszników.
Wydaje mi się, że w tamtym okresie wprowadziliśmy do publicznego obiegu dość lekki w formie komunikat – głos dobiegający z miast skupiających najwięcej ludzi, zasobów, zdarzeń, produktywności czy władzy, mówiący o tym, że propaganda sukcesu potransformacyjnej polityki, wizja „zielonej wyspy” i tym podobne narracje to – mówiąc kolokwialnie – duża ściema, której już nie kupujemy, bo ignoruje ona mroczne aspekty polskiej rzeczywistości, odwracając się od wielu ważkich problemów dotykających współczesne miasta. To nasze rozpoznanie o kilka lat wyprzedziło podobną w gruncie rzeczy konstatację wyrażoną przez „głos ludu” podczas ostatnich wyborów.
Potrzeba sformułowania przez KRM 15 Tez Miejskich była reakcją na nadmiarową i naiwną komercjalizację realnej polityki miejskiej – postrzeganie miasta jako „firmy” albo „biznesu”. Kasa i biznes determinowały spojrzenie władz, polityków oraz mediów na potrzeby społeczne, środowisko, przestrzeń, komunikację, mieszkalnictwo, standardy miejskiej demokracji itd.
Prowadziliśmy działalność w ramach naszej wizji demokratycznego państwa prawnego, zakorzenionego w zjednoczonej, demo-liberalnej Europie. Nie jesteśmy rewolucjonistami, bojownikami czy konspiratorami, tylko działaczami, aktywistami i społecznikami. Odnosiliśmy się krytycznie wobec władzy, ale nigdy nie podważaliśmy racji jej istnienia. W sposób oddolny organizowaliśmy działania lokalne mające pozytywny wydźwięk społeczny, pisaliśmy petycje oraz projekty zmian przepisów, konsultowaliśmy decyzje władz, chodziliśmy do sądów, znacznie rzadziej w akcie protestu wychodziliśmy na ulice. Jako krytyczni oponenci działaliśmy jednak w ramach systemu, wierząc w możliwość jego znaczącej i cywilizowanej zmiany. Naszym celem nie było wywracanie go do góry nogami.

2. OKOLICZNOŚCI POLITYCZNE
Kongres skupia podmioty działające lokalnie, w różnych miastach. To tam lokuje się centrum naszych aktywności, źródło sensu, siły i poparcia społecznego. KRM powstał jako ogólnopolskie porozumienie aktywnych lokalnie organizacji miejskich, które na szczeblu ogólnokrajowym chciały podjąć działania na rzecz miast – podkreślmy: działania lokalnie niewykonalne, bo z poziomu miejskiego nie można walczyć o zmianę ustaw. Chodziło więc o lobbowanie na rzecz przychylniejszych dla rozwoju miast zapisów prawa krajowego, instytucji, procedur i polityki.
Uznajemy, że ta ponadlokalna działalność KRM jest działaniem politycznym, rozumianym niedogmatycznie. Przedmiotem naszego zainteresowania są sprawy publiczne i nigdy nie uciekaliśmy od odpowiedzialności związanej ze sprawowaniem władzy – z czasem zarówno poszczególni aktywiści miejscy, jak i całe organizacje zaczęli startować w wyborach. Należymy więc do świata polityki, choć nie tego partyjnego, tylko społecznego i obywatelskiego. Realizowana przez nas polityka jest nie ideologiczna, lecz pragmatyczna i konkretna. Stąd bierze się nasza apartyjność, ale nie antypartyjność. Postawa ta wyłoniła się spontanicznie, ale byliśmy zgodni co do jej słuszności. Co z tego wynika?
Funkcjonujemy niezależnie od partii politycznych. Są wśród nas członkowie, sympatycy i wyborcy różnych ugrupowań, a także kandydaci w wyborach do władz publicznych z nadania tychże partii. Ten wewnętrzny pluralizm – choć nie tylko on – wytworzył mniej więcej równy dystans wobec poszczególnych partii. To, co nas interesuje, to rzeczowe odnoszenie się do ich konkretnych działań w kwestiach miejskich. Potencjalnie współpracujemy niemal z każdą partią, jeśli tylko uważamy jej inicjatywę w danym obszarze za sensowną i wiarygodną. Analogicznie krytykujemy i zwalczamy koncepcje i działania szkodliwe dla miast, bez względu na to, kto z nimi wychodzi. W obu przypadkach nie chodzi więc o partie, tylko o to, co robią w zakresie spraw miejskich. Dlatego nasze relacje z konkretnymi ugrupowaniami są jedynie sytuacyjne i wiążą się z określonymi tematami.
Ruchy miejskie zakorzenione są w miastach (a nawet osiedlach) i budują swoją konkretną narrację specyficzną dla tych miejsc. Z kolei partie polityczne formują się w oparciu o uniwersalizujące i zazwyczaj dość złożone narracje ideologiczne, „narodowe”, „klasowe” czy historyczne, skorelowane z partykularnymi interesami kreujących je środowisk (choć to oczywiście spore uproszczenie). Bywa, że te dwie odrębne perspektywy: miejska i partyjna, po części sprzeczne, po części komplementarne, mogą zostać uzgodnione w odniesieniu do lokalnego kontekstu i konkretnej sytuacji.
W konsekwencji nie wikłamy się w walki partii i środowisk politycznych – te walki o władzę często zresztą nastawione są na zniszczenie „przeciwnika”. Rozgrywki polityczne traktujemy pragmatycznie, patrzymy na nie z punktu widzenia interesów miejskich, w sposób niedogmatyczny i ideowo niepryncypialny. Nie odrzucamy systemu, nie uciekamy w jakąś utopijną, wyobrażoną rzeczywistość równoległą czy alternatywną wobec władzy polityki, władzy i partii. Przeciwnie, traktujemy je utylitarnie jako obszar i instrumentarium najbardziej skutecznego kształtowania świata. Zamiast politykę kontestować, staramy się w niej uczestniczyć i ją cywilizować, by była bardziej racjonalna i odpowiadała na potrzeby ludzi – przede wszystkim tych żyjących w miastach.

3. QUASI-DIAGNOZA, CZYLI GDZIE JESTEŚMY?
Diagnoza przyczyn obecnego, niepokojącego status quo nie jest „niewinna”, bo odzwierciedla sympatie i poglądy tego, kto dokonuje oceny. W pewnym stopniu możemy tego uniknąć, koncentrując się na miejskim punkcie widzenia (15 Tez Miejskich) oraz wpływie różnych polityk partyjnych na miasta i warunki działania KRM. To ważne o tyle, o ile KRM charakteryzuje wewnętrzny pluralizm, stąd w jego obrębie możliwe jest formułowanie różnych, także przeciwstawnych, diagnoz i ocen: od optymistycznych po katastroficzne. Nie ma więc moim zdaniem sensu poszukiwanie całościowego obrazu przyczyn politycznego kryzysu-zmiany, jaki ma miejsce w Polsce i poza nią. Sensowne wydaje się natomiast analizowanie przejawów tego kryzysu, czyli tego, w jaki sposób dotyka on miast i jakie wobec tego są warunki naszych działań.
Najbardziej odczuwalny staje się przewlekły konflikt oraz podział społeczny, wykraczający poza elity władzy. „Wojna plemienna” na górze doprowadziła do tego, że właściwie każda kwestia jest formatowana przez każdą ze zwaśnionych stron w taki sposób, by dać czasową przewagę danej frakcji. Ta sytuacja generuje niestabilność we wszystkich dziedzinach życia zależnych od polityki. Dyskurs publiczny przybiera coraz bardziej irracjonalną formę, dominują w nim nadmiarowe negatywne emocje i agresywne narracje walczących stron. Rzeczową argumentację zagłusza ekspresja płynąca z „pola walki”. W tym kontekście kwestie miejskie nie mają szansy przebić się do opinii publicznej i polityków zajętych „zbrodnią smoleńską” albo zagrożeniem „kaczyzmem”. W efekcie rośnie napięcie i wzmaga się poczucie zagrożenia.
To istotna zmiana warunków naszego działania. Sytuację, w jakiej się znajdujemy, charakteryzuje bowiem nieprzejrzystość i nieprzewidywalność – poczucie, że niesie nas wzbierająca fala. Nie ma podstaw do wiarygodnego określania zagrożeń i szans, prognozowania i planowania na szerszą skalę i w dłuższej perspektywie. Takie są podstawowe właściwości czasu zmiany. Dlatego rośnie znaczenie myślenia otwartego, wariantowego, kreatywnego i świadomie hipotetycznego, nakierowanego na spekulację o możliwych przyszłych scenariuszach.
Dominujące dziś w Polsce narracje polityczne trudno uznać za bardziej przyjazne dla miast od tych głoszonych przez poprzednią władzę, także niezbyt korzystnych. „Dobra zmiana” polityczna nie musi jednak wykluczać konkretnych posunięć sprzyjających miastom. W centrum nowej narracji sytuowany jest „naród” („katolicki”) i „państwo” („narodowe”), rywalizujące z innymi podmiotami. Taka wizja raczej nie współgra z aspiracjami do upodmiotowienia wspólnoty miejskiej, samorządnej, autonomicznej i nastawionej na współpracę. Rozumiany na sposób etniczny, ideologicznie zmitologizowany i zhomogenizowany naród nie pasuje do treści zawartych w Tezach Miejskich mówiących o równości, solidarności ze słabszymi, ochronie mniejszości przed dyskryminacją, przestrzeganiu powszechnych praw człowieka itd.
Silne państwo nie musi jednak zagrażać podmiotowości miast, jeśli „siła” oznacza sprawność jego organów, zdolność do prowadzenia skutecznej polityki i egzekwowanie praw. Natomiast jeśli „siła” państwa zwraca się przeciwko prawom i wolnościom obywateli, mamy do czynienia z państwem autorytarnym – nie należy mylić tych pojęć. Obecna władza wybrana została w demokratycznych wyborach i dzięki ich wynikom jest sprawowana niepodzielnie. Po 1989 roku ani razu nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, zawsze bowiem zachodziła konieczność tworzenia koalicji, układania się i negocjowania polityki. Obecne realia rodzą obawy o to, że po stronie władzy nie będzie woli dialogu na temat spraw miast. Czy władza będzie sprzyjać autonomii i podmiotowości wspólnot miejskich, ich sile i oddolnemu współdziałaniu? Mieszkańcy największych metropolii nie sympatyzują z „dobrą zmianą”, co samo w sobie generuje konflikt. Po części pewnie dlatego, że dla ogółu mieszkańców dużych ośrodków atrakcyjność programu socjalnego, będącego istotnym i szeroko akceptowanym elementem nowej polityki, nie jest tak duża jak gdzie indziej.
Konflikt, który bezpośrednio może wpływać na warunki działania KRM, wywołany jest przez praktyki rządzących wobec władzy sądowniczej, od sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego poczynając. Perspektywa „podwójnego prawa” albo uzależnienia decyzyjności sądów od woli administracji i polityki może nas pozbawić twardego narzędzia w postaci możliwości dochodzenia naszych racji w sprawach miast przed niezawisłymi sądami. Innym potencjalnym polem konfliktu jest ekologia.
Dotychczasowe działania władz sugerują dalsze przekształcanie ram instytucjonalnych państwa, odchodzenie od dominującej narracji i aksjologii na rzecz wizji mniej przyjaznej dla podmiotowości miast i miejskiego aktywizmu.

4. REFLEKSJE I KONKLUZJE
Jak bronić sensu tego, co robimy i kim jesteśmy, w obecnych, mniej przyjaznych dla naszego działania okolicznościach? Czy warto działać dalej, a jeśli tak, to dlaczego?
KRM od niektórych nowych fenomenów polityczno-społecznych odróżnia względna trwałość: czy 5 lat aktywności to wystarczająco długo, by uznać Kongres za stabilną formację? Jeśli tak, to może on stanowić alternatywę i przeciwwagę dla inicjatyw bardziej ulotnych – może być punktem oparcia dla budowania trwałych jakości. Oprócz zmiany egzystencjalnie i politycznie potrzebujemy też trwałości i ciągłości, bo bez nich trudno zachować tożsamość.
Trwamy także dzięki temu, jacy jesteśmy i jak działamy w naszym otoczeniu. W pewnym stopniu nauczyliśmy się rozmawiać i wzajemnie akceptować pomimo różnic. Współdziałamy (niezbyt intensywnie) i kooperujemy wbrew (i mimo) dominującej wokół rywalizacji. Ten sposób funkcjonowania jest naszą wartością – cenną i niezbyt częstą w polskim kontekście. Czy można uznać, że KRM obok własnej aksjologii (Tezy Miejskie), w jakimś stopniu kieruje się też własnym etosem, dzięki któremu trwa i może się rozwijać, choć napotyka niezbyt sprzyjające okoliczności?
Miasto to nie jest duża wieś, choć trochę tak się je w Polsce postrzega. Jako KRM reprezentujemy w „kwestii miejskiej” unikatową, bo wszechstronną i ogólnokrajową, społecznie kompetentną podmiotowość. Gdy podejmowane są próby rewidowania standardów demokracji, my sięgamy do jej źródeł, czyli demokracji miejskiej (miasta greckie). Globalizacja osłabiła znaczenie państw narodowych; obecny zwrot ku temu modelowi jest dość ryzykowny, a towarzyszące mu postawy nacjonalistyczne, choć mogą być zrozumiałe, nie wydają się adekwatną reakcją na problemy globalizacji. Miasta i metropolie są wiodącymi podmiotami rozwoju i miejscem życia przeważającej części ludzkości. Ruchy miejskie natomiast są progresywne i nowoczesne, choć obecnie mogą wydawać się głosem peryferyjnym, zakrzyczanym przy hałaśliwy kult „państwa” i „narodu”. Dysponujemy więc potencjałem kreowania szerokiej wizji politycznej – dobrego życia i społeczeństwa w policentrycznym świecie, w którym węzłami sieci-cywilizacji są miasta.
Wydaje się oczywiste, że KRM nie powinien być uczestnikiem ani stroną polskiej „wojny plemiennej”. To nie nasza wojna! Pogłębia ona przepaści obecne w społeczeństwie i destrukcyjnie wpływa na bieg spraw w naszym kraju. W tym kontekście powinniśmy pielęgnować naszą tożsamość i skupić się na wypracowaniu nowej jakości ruchów miejskich. To nie oznacza bierności w merytorycznej debacie politycznej, zwłaszcza tej dotyczącej zagrożenia podstawowych demokratycznych zasad, praworządności czy praw człowieka. Władza niepodzielna, nieprzymuszona do negocjowania zakresu swoich poczynań, naturalnie dąży do jego rozszerzenia. Musimy być jednak uważni w tej krytyce, bo podstawowe wyzwania to: nie uwikłać się w nieswoją wojnę (co miałoby określoną cenę), być podmiotem aktywnym politycznie w obszarze bliskich nam celów i wartości, a jednocześnie brać współodpowiedzialność i udział w obronie wartości podstawowych, gdy te są zagrożone.
Przykładami autonomicznej postawy miast wobec polityki krajowej są Słupsk pod rządami Roberta Biedronia oraz Poznań i jego niezależny prezydent Jacek Jaśkowiak; Londyn i wybór muzułmanina-imigranta na burmistrza, mimo Brexitu uzasadnianego… lękiem przed imigrantami i islamem. Albo Toronto i obowiązujące tam obywatelstwo miejskie, niezależne od państwowego.

5. DO DYSKUSJI:
a. Skoro rozwój sytuacji jest nieprzewidywalny, to czy ma sens konstruowanie dalekosiężnych planów szczegółowych? Czy nie lepiej sytuacyjnie określać nasze stanowisko, przy mocnej świadomości tego, kim jesteśmy i jakie zasady respektujemy? Potrzebujemy dużej elastyczności w naszym działaniu i powinniśmy się kierować raczej heurystykami niż algorytmami.
Taka taktyka wymaga od nas prowadzenia permanentnego dialogu wewnętrznego i angażowania w procesy decyzyjne wszystkich członków formacji, co pozwoli nadążać za zmiennymi okolicznościami. Musimy unikać podejmowania decyzji w wąskiej grupie liderów. Potrzebny nam szeroki konsensus.

b. Jednym z głównych wyzwań jest potrzeba ciągłego wyznaczania granicy pomiędzy naszym racjonalnym udziałem w polityce a uwikłaniem się w aktualne „trybalizmy”.
Wydaje się, że obok ewidentnego społecznego podziału („wojna plemienna”), liczne rzesze Polaków mimo wszystko odrzucają tę wojnę, wbrew przekazowi propagandy sytuując się poza tym trybalnym układem. W nich należy szukać potencjalnych sojuszników, zainteresowanych pozytywnym rozwiązywaniem realnych problemów.

c. Powinniśmy sformułować jasny komunikat dotyczący zasad budowania naszych relacji z partiami politycznymi: relacji opartych na odrębności i niezależności, przy jednoczesnej woli rzeczowej współpracy w odniesieniu do konkretnych spraw.
Jesteśmy skazani na inteligentne politykowanie: jeśli nie budowanie mostów, to przynajmniej prowadzenie dialogu tam, gdzie jest on możliwy – przykładowo PO i PiS programowo akceptują ograniczenie liczby kadencji prezydentów i burmistrzów do dwóch.

d. Musimy się nastawić na politykę małych kroków oraz długiego marszu, bo w najbliższym czasie raczej nie należy się spodziewać realizacji naszych celów z obszaru Tez Miejskich. Praktykujmy polityczny pozytywizm.
Bieguny naszych strategicznych celów, między którymi zapewne znajdują się cele realne, to z jednej strony przetrwanie jako organizacja, a z drugiej – daleko posunięta ekspansywna realizacja naszych założeń. Powinniśmy mierzyć wyżej niż tylko w utrzymanie obecnego „stanu posiadania”. Zarazem jednak liczmy się z tym, że być może będziemy musieli walczyć o przetrwanie.
Metodą prób i błędów powinniśmy poszukać obszarów, gdzie możliwości osiągania naszych celów pod obecnymi rządami będą większe, i na nich się skupić. Jakie to są obszary?

e. Najwięcej możemy osiągać lokalnie, w naszych miastach, przy założeniu, że ich autonomia będzie trwała. Wystawiając naszych kandydatów w wyborach samorządowych, powinniśmy kontynuować obecność w strukturach władzy miejskiej. By to osiągnąć, musimy nadal skupiać się na oddolnym budowaniu lokalnych więzi, miejskich społeczności itd.
– Czy obok głównego celu KRM, czyli lobbowania na rzecz miast, które w obecnych warunkach politycznych może być mniej skuteczne, nie powinniśmy również rozwijać szeregu działań równoległych: wzajemnego wspierania się w budowaniu lokalnej bazy społecznej ruchów miejskich w poszczególnych ośrodkach, opartej na aksjologii Tez Miejskich? Taka aktywność w mniejszym stopniu zależy od przychylności rządzącej siły politycznej, a jednocześnie jest najważniejszą inwestycją na rzecz przyszłości. Chodzi o budowanie pozytywnego konkretu: systematyczną wymianę wiedzy, doświadczeń, koncepcji, dobrych praktyk, samopomoc bezpośrednią, edukację, wspólne inicjatywy regionalne i inne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz