Musimy się nastawić na politykę małych kroków oraz długiego marszu, bo w najbliższym czasie raczej nie należy się spodziewać realizacji celów z obszaru 15 Tez Miejskich. Za wszelką cenę musimy też unikać angażowania się w polskie „wojny plemienne”, trzeba natomiast podejmować współpracę tam, gdzie jest to możliwe. Czy przyszłością ruchów miejskich jest polityczny pozytywizm i czy zdołają one przetrwać „czas zmiany”?
Piszę ten tekst z
pozycji uczestnika i działacza ruchów miejskich. Chcę, żeby stanowił on głos w dyskusji,
która powinna zakończyć się podjęciem decyzji w sprawie przyszłości Kongresu
Ruchów Miejskich: albo będziemy kontynuować dotychczasową strategię i zasady działania w polu polityki,
albo powinniśmy zacząć określać je na nowo. Odczuwam potrzebę wyjaśnienia
samemu sobie, gdzie się aktualnie znajdujemy, i sformułowania pytań dotyczących
obecnego stanu. Podczas odświeżającego IV Kongresu Ruchów Miejskich w Gorzowie
podjęliśmy już pewne decyzje o naszej przyszłości. Czuliśmy, że zmiany
polityczne nabierają przyspieszenia – mieliśmy nowego prezydenta i znaliśmy
wyniki referendum na temat jednomandatowych okręgów wyborczych, ale przed nami
wciąż rozciągała się perspektywa wyborów parlamentarnych. Prowadzona od
jakiegoś czasu w polityce narracja o zmianie jednym
daje nadzieję, dla innych staje się zagrożeniem.
To, co wydarzyło się w
polityce polskiej, europejskiej i światowej po IV KRM, i co działo się w
ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach, to dalsze przyspieszenie zmian,
wywołujące coraz silniejsze „ruchy tektoniczne” w obrębie społeczeństwa. Nie
trzeba chyba wyliczać przejawów tego zjawiska. Dla niektórych „nasz świat” już
się skończył; skądinąd dopiero od niedawna był on „nasz” – demo-liberalny,
względnie spokojny, tolerancyjny i praworządny, ogólnie „cywilizowany” (co nie
znaczy, że sprawiedliwy, zrównoważony itd.). Dziś ludzie boją się wojny,
dyktatury, przemocy, terrorystów, upadku UE, kryzysu i islamistów, a „wojny
plemienne” pomiędzy frakcjami politycznymi przybierają na sile.
Co z tego
wszystkiego wynika dla ruchów miejskich? Jak odnaleźć się w świecie wzburzonej
polityki, walk partyjnych i kłótni toczonych przez polityków? Jak ukierunkować
działania, by były skuteczne? Czy dalsze istnienie
ruchów miejskich w ogóle ma sens? Co i jak powinniśmy robić? Według jakich
zasad pracować? Zarysowują się dziś przed nami te i podobne wyzwania – i
bynajmniej nie są abstrakcyjne, wręcz przeciwnie: wydają się bardzo konkretne.
Nie oszukujmy się, że posiadamy jakieś gotowe recepty. Pytam o dobre rozwiązania,
ale mój głos nie jest pozbawiony niepewności czy zakłopotania.
1. PUNKT
WYJŚCIA
Ruchy miejskie, a potem
KRM (zawiązany w czerwcu 2011 roku w Poznaniu) powstawały w warunkach względnej stabilizacji politycznej,
może nawet stagnacji, panującej zarówno w Polsce, jak i w jej otoczeniu. Takie
okoliczności mocno determinowały nasz sposób działania i tematy, jakie
podejmowaliśmy, miały także wpływ na społeczny i medialny odbiór naszych akcji
i postulatów, a tym samym na zdolność przyciągania zwolenników i sojuszników.
Wydaje mi się, że w
tamtym okresie wprowadziliśmy do publicznego obiegu dość lekki w formie
komunikat – głos dobiegający z miast skupiających najwięcej ludzi, zasobów,
zdarzeń, produktywności czy władzy, mówiący o tym, że propaganda sukcesu potransformacyjnej
polityki, wizja „zielonej wyspy” i tym podobne narracje to – mówiąc
kolokwialnie – duża ściema, której już nie kupujemy, bo
ignoruje ona mroczne aspekty polskiej rzeczywistości, odwracając się od wielu
ważkich problemów dotykających współczesne miasta. To nasze rozpoznanie o kilka
lat wyprzedziło podobną w gruncie rzeczy konstatację wyrażoną przez „głos ludu”
podczas ostatnich wyborów.
Potrzeba sformułowania
przez KRM 15 Tez Miejskich była reakcją na nadmiarową i naiwną komercjalizację realnej polityki miejskiej
– postrzeganie miasta jako „firmy” albo „biznesu”. Kasa i biznes determinowały
spojrzenie władz, polityków oraz mediów na potrzeby społeczne, środowisko,
przestrzeń, komunikację, mieszkalnictwo, standardy miejskiej demokracji itd.
Prowadziliśmy
działalność w ramach naszej wizji demokratycznego państwa prawnego,
zakorzenionego w zjednoczonej, demo-liberalnej Europie. Nie jesteśmy
rewolucjonistami, bojownikami czy konspiratorami, tylko działaczami,
aktywistami i społecznikami. Odnosiliśmy się krytycznie wobec władzy, ale nigdy
nie podważaliśmy racji jej istnienia. W sposób oddolny organizowaliśmy
działania lokalne mające pozytywny wydźwięk społeczny, pisaliśmy petycje oraz
projekty zmian przepisów, konsultowaliśmy decyzje władz, chodziliśmy do sądów,
znacznie rzadziej w akcie protestu wychodziliśmy na ulice. Jako krytyczni oponenci działaliśmy jednak w
ramach systemu, wierząc w możliwość jego znaczącej i cywilizowanej zmiany.
Naszym celem nie było wywracanie go do góry nogami.
2.
OKOLICZNOŚCI POLITYCZNE
Kongres skupia podmioty działające lokalnie, w
różnych miastach. To tam lokuje się centrum naszych aktywności, źródło sensu,
siły i poparcia społecznego. KRM powstał jako ogólnopolskie porozumienie
aktywnych lokalnie organizacji miejskich, które na szczeblu ogólnokrajowym chciały podjąć działania na
rzecz miast – podkreślmy: działania lokalnie niewykonalne, bo z
poziomu miejskiego nie można walczyć o zmianę ustaw. Chodziło więc o lobbowanie
na rzecz przychylniejszych dla rozwoju miast zapisów prawa krajowego,
instytucji, procedur i polityki.
Uznajemy, że ta
ponadlokalna działalność KRM jest działaniem
politycznym, rozumianym niedogmatycznie. Przedmiotem naszego
zainteresowania są sprawy publiczne i nigdy nie uciekaliśmy od
odpowiedzialności związanej ze sprawowaniem władzy – z czasem zarówno
poszczególni aktywiści miejscy, jak i całe organizacje zaczęli startować w
wyborach. Należymy więc do świata polityki, choć nie tego partyjnego, tylko
społecznego i obywatelskiego. Realizowana przez nas polityka jest nie
ideologiczna, lecz pragmatyczna i konkretna. Stąd bierze się nasza apartyjność, ale nie antypartyjność.
Postawa ta wyłoniła się spontanicznie, ale byliśmy zgodni co do jej słuszności.
Co z tego wynika?
Funkcjonujemy
niezależnie od partii politycznych. Są wśród nas członkowie, sympatycy i
wyborcy różnych ugrupowań, a także kandydaci w wyborach do władz publicznych z
nadania tychże partii. Ten wewnętrzny pluralizm – choć nie tylko on – wytworzył
mniej więcej równy
dystans wobec poszczególnych partii. To, co nas interesuje, to
rzeczowe odnoszenie się do ich konkretnych
działań w kwestiach miejskich. Potencjalnie współpracujemy
niemal z każdą partią, jeśli tylko uważamy jej inicjatywę w danym obszarze za
sensowną i wiarygodną. Analogicznie krytykujemy i zwalczamy koncepcje i
działania szkodliwe dla miast, bez względu na to, kto z nimi wychodzi. W obu
przypadkach nie chodzi więc o partie, tylko o to, co robią w zakresie spraw
miejskich. Dlatego nasze relacje z konkretnymi ugrupowaniami są jedynie sytuacyjne
i wiążą się z określonymi tematami.
Ruchy miejskie
zakorzenione są w miastach (a nawet osiedlach) i budują swoją konkretną narrację specyficzną
dla tych miejsc. Z kolei partie polityczne formują się w oparciu o
uniwersalizujące i zazwyczaj dość złożone narracje ideologiczne, „narodowe”,
„klasowe” czy historyczne, skorelowane z partykularnymi interesami kreujących
je środowisk (choć to oczywiście spore uproszczenie). Bywa, że te dwie odrębne
perspektywy: miejska i partyjna, po części sprzeczne, po części komplementarne,
mogą zostać uzgodnione w odniesieniu do lokalnego kontekstu i konkretnej
sytuacji.
W konsekwencji nie wikłamy się w walki
partii i środowisk politycznych – te walki o władzę często zresztą nastawione
są na zniszczenie „przeciwnika”. Rozgrywki polityczne traktujemy pragmatycznie,
patrzymy na nie z punktu widzenia interesów miejskich, w sposób niedogmatyczny
i ideowo niepryncypialny. Nie odrzucamy systemu, nie uciekamy w jakąś utopijną,
wyobrażoną rzeczywistość równoległą czy alternatywną wobec władzy polityki,
władzy i partii. Przeciwnie, traktujemy je utylitarnie jako obszar i
instrumentarium najbardziej skutecznego kształtowania świata. Zamiast politykę
kontestować, staramy się w niej uczestniczyć i ją cywilizować, by była bardziej
racjonalna i odpowiadała na potrzeby ludzi – przede wszystkim tych żyjących w
miastach.
3.
QUASI-DIAGNOZA, CZYLI GDZIE JESTEŚMY?
Diagnoza przyczyn
obecnego, niepokojącego status quo
nie jest „niewinna”, bo odzwierciedla sympatie i poglądy tego, kto dokonuje
oceny. W pewnym stopniu możemy tego uniknąć, koncentrując się na miejskim
punkcie widzenia (15 Tez Miejskich) oraz wpływie
różnych polityk partyjnych na miasta i warunki działania KRM.
To ważne o tyle, o ile KRM charakteryzuje wewnętrzny pluralizm, stąd w jego
obrębie możliwe jest formułowanie różnych, także przeciwstawnych, diagnoz i
ocen: od optymistycznych po katastroficzne. Nie ma więc moim zdaniem sensu
poszukiwanie całościowego obrazu przyczyn politycznego kryzysu-zmiany, jaki ma
miejsce w Polsce i poza nią. Sensowne wydaje się natomiast analizowanie przejawów tego kryzysu, czyli
tego, w jaki sposób dotyka on miast i jakie wobec tego są warunki naszych
działań.
Najbardziej odczuwalny
staje się przewlekły konflikt
oraz podział społeczny,
wykraczający poza elity władzy. „Wojna plemienna” na górze doprowadziła do
tego, że właściwie każda kwestia jest formatowana przez każdą ze zwaśnionych
stron w taki sposób, by dać czasową przewagę danej frakcji. Ta sytuacja
generuje niestabilność we wszystkich dziedzinach życia zależnych od polityki.
Dyskurs publiczny przybiera coraz bardziej irracjonalną formę, dominują w nim
nadmiarowe negatywne emocje i agresywne narracje walczących stron. Rzeczową
argumentację zagłusza ekspresja płynąca z „pola walki”. W tym kontekście
kwestie miejskie nie mają szansy przebić się do opinii publicznej i polityków
zajętych „zbrodnią smoleńską” albo zagrożeniem „kaczyzmem”. W efekcie rośnie
napięcie i wzmaga się poczucie zagrożenia.
To istotna zmiana
warunków naszego działania. Sytuację, w jakiej się znajdujemy, charakteryzuje
bowiem nieprzejrzystość i
nieprzewidywalność – poczucie, że niesie nas wzbierająca fala.
Nie ma podstaw do wiarygodnego określania zagrożeń i szans, prognozowania i
planowania na szerszą skalę i w dłuższej perspektywie. Takie są podstawowe
właściwości czasu zmiany.
Dlatego rośnie znaczenie myślenia otwartego, wariantowego, kreatywnego i
świadomie hipotetycznego, nakierowanego na spekulację o możliwych przyszłych
scenariuszach.
Dominujące dziś w Polsce
narracje polityczne trudno uznać za bardziej przyjazne dla miast od tych
głoszonych przez poprzednią władzę, także niezbyt korzystnych. „Dobra zmiana”
polityczna nie musi jednak wykluczać konkretnych posunięć sprzyjających
miastom. W centrum nowej narracji sytuowany jest „naród” („katolicki”) i „państwo” („narodowe”),
rywalizujące z innymi podmiotami. Taka wizja raczej nie współgra z aspiracjami
do upodmiotowienia wspólnoty
miejskiej, samorządnej, autonomicznej i nastawionej na współpracę.
Rozumiany na sposób etniczny, ideologicznie zmitologizowany i zhomogenizowany
naród nie pasuje do treści zawartych w Tezach Miejskich mówiących o równości,
solidarności ze słabszymi, ochronie mniejszości przed dyskryminacją,
przestrzeganiu powszechnych praw człowieka itd.
Silne
państwo nie musi jednak zagrażać podmiotowości miast, jeśli „siła” oznacza
sprawność jego organów, zdolność do prowadzenia skutecznej polityki i
egzekwowanie praw. Natomiast jeśli „siła” państwa zwraca się przeciwko prawom i
wolnościom obywateli, mamy do czynienia z państwem autorytarnym – nie należy mylić tych
pojęć. Obecna władza wybrana została w demokratycznych wyborach i dzięki ich
wynikom jest sprawowana niepodzielnie. Po 1989 roku ani razu nie mieliśmy do
czynienia z taką sytuacją, zawsze bowiem zachodziła konieczność tworzenia
koalicji, układania się i negocjowania polityki. Obecne realia rodzą obawy o
to, że po stronie władzy nie będzie woli dialogu na temat spraw miast. Czy
władza będzie sprzyjać autonomii i podmiotowości wspólnot miejskich, ich sile i
oddolnemu współdziałaniu? Mieszkańcy największych metropolii nie sympatyzują z
„dobrą zmianą”, co samo w sobie generuje konflikt. Po części pewnie dlatego, że
dla ogółu mieszkańców dużych ośrodków atrakcyjność programu socjalnego,
będącego istotnym i szeroko akceptowanym elementem nowej polityki, nie jest tak
duża jak gdzie indziej.
Konflikt, który
bezpośrednio może wpływać na warunki działania KRM, wywołany jest przez
praktyki rządzących wobec władzy
sądowniczej, od sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego
poczynając. Perspektywa „podwójnego prawa” albo uzależnienia decyzyjności sądów
od woli administracji i polityki może nas pozbawić twardego narzędzia w postaci
możliwości dochodzenia naszych racji w sprawach miast przed niezawisłymi
sądami. Innym potencjalnym polem konfliktu jest ekologia.
Dotychczasowe działania
władz sugerują dalsze przekształcanie ram instytucjonalnych państwa,
odchodzenie od dominującej narracji i aksjologii na rzecz wizji mniej przyjaznej dla podmiotowości miast i
miejskiego aktywizmu.
4. REFLEKSJE
I KONKLUZJE
Jak bronić sensu tego,
co robimy i kim jesteśmy, w obecnych, mniej przyjaznych dla naszego działania
okolicznościach? Czy warto działać dalej, a jeśli tak, to dlaczego?
KRM od niektórych nowych
fenomenów polityczno-społecznych odróżnia względna trwałość: czy 5 lat
aktywności to wystarczająco długo, by uznać Kongres za stabilną formację? Jeśli
tak, to może on stanowić alternatywę i przeciwwagę dla inicjatyw bardziej
ulotnych – może być punktem oparcia dla budowania trwałych jakości. Oprócz
zmiany egzystencjalnie i politycznie potrzebujemy też trwałości i ciągłości, bo
bez nich trudno zachować tożsamość.
Trwamy także dzięki
temu, jacy jesteśmy i jak działamy
w naszym otoczeniu. W pewnym stopniu nauczyliśmy się rozmawiać i wzajemnie
akceptować pomimo różnic. Współdziałamy (niezbyt intensywnie) i kooperujemy
wbrew (i mimo) dominującej wokół rywalizacji. Ten sposób funkcjonowania jest
naszą wartością – cenną i niezbyt częstą w polskim kontekście. Czy można uznać,
że KRM obok własnej aksjologii (Tezy Miejskie), w jakimś stopniu kieruje się
też własnym etosem,
dzięki któremu trwa i może się rozwijać, choć napotyka niezbyt sprzyjające
okoliczności?
Miasto to nie jest duża
wieś, choć trochę tak się je w Polsce postrzega. Jako KRM reprezentujemy w
„kwestii miejskiej” unikatową, bo wszechstronną i ogólnokrajową, społecznie kompetentną podmiotowość. Gdy
podejmowane są próby rewidowania standardów demokracji, my sięgamy do jej źródeł,
czyli demokracji miejskiej
(miasta greckie). Globalizacja osłabiła znaczenie państw narodowych; obecny
zwrot ku temu modelowi jest dość ryzykowny, a towarzyszące mu postawy
nacjonalistyczne, choć mogą być zrozumiałe, nie wydają się adekwatną reakcją na
problemy globalizacji. Miasta i metropolie są wiodącymi podmiotami rozwoju i
miejscem życia przeważającej części ludzkości. Ruchy miejskie natomiast są progresywne i nowoczesne,
choć obecnie mogą wydawać się głosem peryferyjnym, zakrzyczanym przy hałaśliwy
kult „państwa” i „narodu”. Dysponujemy więc potencjałem kreowania szerokiej wizji politycznej
– dobrego życia i społeczeństwa w policentrycznym świecie, w którym węzłami
sieci-cywilizacji są miasta.
Wydaje się oczywiste, że
KRM nie powinien być uczestnikiem
ani stroną polskiej „wojny plemiennej”. To nie nasza wojna!
Pogłębia ona przepaści obecne w społeczeństwie i destrukcyjnie wpływa na bieg
spraw w naszym kraju. W tym kontekście powinniśmy pielęgnować naszą tożsamość i
skupić się na wypracowaniu nowej jakości ruchów miejskich. To nie oznacza bierności w merytorycznej debacie
politycznej, zwłaszcza tej dotyczącej zagrożenia podstawowych demokratycznych
zasad, praworządności czy praw człowieka. Władza niepodzielna, nieprzymuszona
do negocjowania zakresu swoich poczynań, naturalnie dąży do jego rozszerzenia.
Musimy być jednak uważni w tej krytyce, bo podstawowe wyzwania to: nie uwikłać się w nieswoją wojnę
(co miałoby określoną cenę), być
podmiotem aktywnym politycznie w obszarze bliskich nam celów i
wartości, a jednocześnie brać współodpowiedzialność i udział w obronie wartości podstawowych,
gdy te są zagrożone.
Przykładami
autonomicznej postawy miast wobec polityki krajowej są Słupsk pod rządami Roberta
Biedronia oraz Poznań
i jego niezależny prezydent Jacek Jaśkowiak; Londyn i wybór muzułmanina-imigranta na
burmistrza, mimo Brexitu uzasadnianego… lękiem przed imigrantami i islamem.
Albo Toronto i
obowiązujące tam obywatelstwo miejskie, niezależne od państwowego.
5. DO
DYSKUSJI:
a. Skoro
rozwój sytuacji jest nieprzewidywalny, to czy ma sens konstruowanie dalekosiężnych planów szczegółowych?
Czy nie lepiej sytuacyjnie określać nasze stanowisko, przy mocnej świadomości
tego, kim jesteśmy i jakie zasady respektujemy? Potrzebujemy dużej
elastyczności w naszym działaniu i powinniśmy się kierować raczej heurystykami
niż algorytmami.
– Taka taktyka
wymaga od nas prowadzenia permanentnego dialogu
wewnętrznego i angażowania w procesy decyzyjne wszystkich
członków formacji, co pozwoli nadążać za zmiennymi okolicznościami. Musimy
unikać podejmowania decyzji w wąskiej grupie liderów. Potrzebny nam szeroki konsensus.
b. Jednym z
głównych wyzwań jest potrzeba ciągłego wyznaczania
granicy pomiędzy naszym racjonalnym udziałem w polityce a
uwikłaniem się w aktualne „trybalizmy”.
– Wydaje się,
że obok ewidentnego społecznego podziału („wojna plemienna”), liczne rzesze
Polaków mimo wszystko odrzucają tę
wojnę, wbrew przekazowi propagandy sytuując się poza tym
trybalnym układem. W nich należy szukać potencjalnych
sojuszników, zainteresowanych pozytywnym rozwiązywaniem
realnych problemów.
c. Powinniśmy
sformułować jasny komunikat
dotyczący zasad budowania naszych relacji z partiami politycznymi: relacji
opartych na odrębności i niezależności, przy jednoczesnej woli rzeczowej współpracy
w odniesieniu do konkretnych spraw.
– Jesteśmy
skazani na inteligentne politykowanie: jeśli nie budowanie mostów, to
przynajmniej prowadzenie
dialogu tam, gdzie jest on możliwy – przykładowo PO i PiS
programowo akceptują ograniczenie liczby kadencji prezydentów i burmistrzów do
dwóch.
d. Musimy się
nastawić na politykę małych kroków
oraz długiego marszu,
bo w najbliższym czasie raczej nie należy się spodziewać realizacji naszych
celów z obszaru Tez Miejskich. Praktykujmy polityczny pozytywizm.
– Bieguny
naszych strategicznych celów, między którymi zapewne znajdują się cele realne,
to z jednej strony przetrwanie
jako organizacja, a z drugiej – daleko posunięta ekspansywna realizacja
naszych założeń. Powinniśmy mierzyć wyżej niż tylko w utrzymanie obecnego
„stanu posiadania”. Zarazem jednak liczmy się z tym, że być może będziemy
musieli walczyć o przetrwanie.
– Metodą prób
i błędów powinniśmy poszukać obszarów,
gdzie możliwości osiągania naszych celów pod obecnymi rządami będą większe, i
na nich się skupić. Jakie to są
obszary?
e. Najwięcej
możemy osiągać lokalnie,
w naszych miastach, przy założeniu, że ich autonomia będzie trwała. Wystawiając
naszych kandydatów w wyborach samorządowych, powinniśmy kontynuować obecność w
strukturach władzy miejskiej. By to osiągnąć, musimy nadal skupiać się na
oddolnym budowaniu lokalnych więzi, miejskich społeczności itd.
– Czy obok głównego celu
KRM, czyli lobbowania na rzecz miast, które w obecnych warunkach politycznych
może być mniej skuteczne, nie powinniśmy również rozwijać szeregu działań
równoległych: wzajemnego wspierania się w budowaniu lokalnej bazy społecznej ruchów miejskich
w poszczególnych ośrodkach, opartej na aksjologii Tez Miejskich? Taka aktywność
w mniejszym stopniu zależy od przychylności rządzącej siły politycznej, a
jednocześnie jest najważniejszą inwestycją na rzecz przyszłości. Chodzi o
budowanie pozytywnego konkretu: systematyczną wymianę wiedzy, doświadczeń,
koncepcji, dobrych praktyk, samopomoc bezpośrednią, edukację, wspólne
inicjatywy regionalne i inne.