czwartek, 25 grudnia 2014

DLACZEGO “NIE” DLA POMNIKA WDZIĘCZNOŚCI NAD MALTĄ?


Zapytało o to Radio Merkury, bo podpisałem petycję w tej sprawie – polecam, liczba podpisów już przekroczyła 2500! Odpowiedź dała się usłyszeć na falach radiowych dzień po rozmowie, tyle że w wielkim skrócie. Spisuję ją tu w całości, z uzasadnieniem, bo jest to pewna powiązana wewnętrznie całość.

Uwaga: co do zasady jest OK, że jakieś środowisko chce wystawić w przestrzeni publicznej Poznania jakiś pomnik i organizuje poparcie dla swojej inicjatywy. Demokracja miejska na tym m.in. polega, że zróżnicowana społeczność miasta tworząca, mimo różnic, miejską wspólnotę samorządową, wyraża publicznie swoje rozmaite potrzeby, dążenia i wartości, i działa na rzecz ich realizacji. Problemem jest nadużycie wolności, czyli JAK to się robi? Zwolennicy budowy tzw. Pomnika wdzięczności zebrali ok. 26 tys. podpisów poparcia. Czy to prawda, że głównie dzięki pomocy kościoła w parafiach? Bo mają poparcie arcybiskupa? Mam wątpliwości, czy takie bezpośrednie zaangażowanie się kościoła, arcybiskupa, w meblowanie publicznej przestrzeni miejskiej, nie jest właśnie nadużyciem wolności..? Kościół nie jest społeczno-polityczną reprezentacją ogółu wiernych w ziemskich sprawach, nie takim sprawom służy jego organizacja.

Dlaczego więc NIE?

1. Lokalizacja musi być legalna, zgodna z prawem.
W zapisach miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru „Malta” w Poznaniu, z 23 kwietnia 2002 r., stanowiącego prawo miejscowe, miejsce między al. Jana Pawła II a jeziorem Malta, zaproponowane pod pomnik, oznaczone jest 1ZP1. To zieleń ogólnodostępna, parkowa. Paragraf 1 planu definiuje objęty nim teren jako przeznaczony na sport, rekreację i rozrywkę, cenny przyrodniczo, także z powodu krajobrazu kulturowego i historycznego. W paragrafie 11 Przepisów szczegółowych, w punkcie 16 dopuszcza się zachowanie istniejących obiektów kubaturowych na terenie 1ZP1, pod warunkiem ich modernizacji i przeznaczenia pod usługi sportowo-rekreacyjne lub gastronomiczne.
Rzecz jest prawnie bezdyskusyjna, w miejscu pożądanej lokalizacji pomnika nowych obiektów kubaturowych stawiać nie wolno. Ewentualnie należy więc przekonać radę miasta i prezydenta do zmiany mpzp, zgodnie z ustawową procedurą.

2. Nie potrzebujemy kolejnej pseudohistorycznej manifestacji bogoojczyźnianego patriotyzmu!
Ma to być manifestacja patriotyzmu przez kult znakomitej przeszłości, ale jest to patriotyzm przedpotopowy, w mentalnej zbroi rycerskiej czy husarskiej. Jego zakuty łeb zwrócony jest wstecz, kontempluje koński zad, choć głosi, że obcuje z Historią Narodu. Ale to tylko jednostronne wyobrażenia, nie historia, która jest znacznie bogatsza i ciekawsza niż jej nadęta, bogojczyźniana i martyrologiczna wizja. Pomijając już, że sensowny patriotyzm zwrócony powinien być w przyszłość, nie w przeszłość. Bo naród trwa i ma trwać dalej. Taka monumentalna, patetyczna manifestacja przestrzenna (Bóg-Honor-Ojczyzna) zmienia klimat i charakter tej części miasta, w istocie na przeciwny niż tam obecnie panuje, zgodnie z urbanistyczną koncepcją. Ten pomnik nad Maltą jest dla charakteru przestrzeni o wiele bardziej destrukcyjny niż np. „Gargamel” na Starym Mieście – wymyślony pseudozabytek upchnięty pomiędzy licznymi zabytkowymi budowlami razi jakby mniej.

3. Ten pomnik to jest estetyczna paskuda, która trwale oszpeci miasto.
Nie nastąpiłaby aż taka tragedia jaką stanowi surrealistyczna figura-gigant Chrystusa nad Świebodzinem... Ale już w latach 30-tych pomnik Wdzięczności wywoływał swoją pretensjonalną formą gwałtowny opór w Poznaniu.
Jeśli ulegać potrzebie upamiętniania historycznych zdarzeń lub postaci, trzeba to robić dobrze! (Bóg do artysty-malarza: ty mnie maluj dobrze, a nie na kolanach!). Jest, na przykład, w Poznaniu genialny w swojej prostocie pomnik polskich-poznańskich kryptologów, którzy złamali kody hitlerowskiej maszyny szyfrującej – Enigmy. Stoi przy wejściu głównym do CK Zamek. Niestety, doskonałość i harmonia współczesnej formy nie odpowiada licznym zwolennikom form pseudohistorycznych, czystego kiczu – jak choćby proponowany niedawno pomnik Przemysła II na koniu, pod kiczowatym „Gargamelem”. W Poznaniu jest silne i wpływowe lobby zabudowy „historycznej” (ponoć nawet chcą odbudować mury miejskie...), blokujące nową architekturę, nowoczesne rozwiązania, ten pomnik wpisuje się w taką postawę.

4. Dosyć symbolicznej klerykalizacji przestrzeni publicznej Poznania.
Pomnik wdzięczności ma charakter religijny jako Pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa. U nas trudno uniknąć wrażenia, że Pan Bóg jest Polakiem – tak bardzo dominuje tendencja, by utożsamić wszystko, co narodowe, polskie, patriotyczne, historyczne z tym, co katolickie, kościelne, religijne. Widać to w powszechnej obecności opraw i symboli religijnych w uroczystościach i obiektach publicznych.
W tym punkcie chodzi przede wszystkim o nasycanie przestrzeni publicznej i symbolicznej Poznania nazwami o religijnej proweniencji. Liczne ulice, place, szkoły otrzymują tytuły świętych, kardynałów, biskupów, papieża, itp. Wkrótce każdy proboszcz, jako zasłużony dla miasta, będzie miał swoją ulicę na terenie parafii. Choćby tylko w okolicy miejsca lokalizacji pomnika pożądanej przez inicjatorów mamy ulice: Jana Pawła II, abepe Baraniaka, abepe Dymka, St. Wyszyńskiego, Św. Michała, Św. Rocha, Serafitek, Św. Marii Magdaleny, most Biskupa Jordana, Św. Wincentego, Św. Jacka, Prymasa Hlonda itd. Pomnik, a zwłaszcza jego (proponowana) eksponowana lokalizacja wyraża tę tendencję i ogromnie ją wzmacnia.

Moim zdaniem jednak spór o pomnik nie jest światopoglądowy albo religijny, tylko dotyczy miastoglądu. Mieszkańcy są podzieleni w tej sprawie na pół, co przy ogromnej większości katolików wśród poznaniaków potwierdza nieświatopoglądowy charakter sporu. Chodzi w nim o to, co i w jakim trybie będzie wypełniać przestrzeń miasta, co zdominuje obraz miasta i tę przestrzeń,o jego klimat i charakter – jakie gusta i estetyki, jak ma być traktowane obowiązujące prawo miejscowe... Sam pomnik mieszkańców dzieli a nie łączy, katolików też, także dzieli z ich pasterzami.
Listy podpisów pod petycją przeciw pomnikowi zawierają wielką liczbę głosów poparcia, których autorzy nie chcą się publicznie ujawniać. To już tak ludzie boją się kościoła? Jak kiedyś komuny..? Pouczające są też liczne komentarze pod artykułem w Głosie Wielkopolskim na ten temat. Głos ludu?
Osobiście mam dość wszelkiej pomnikomanii, za Bolesławem Prusem (pisarz, autor lektur szkolnych).   Wolną kasę sugerowałbym  przeznaczyć zamiast na pomnik, np. na nowe przytulisko dla bezdomnych, w ramach praktykowania cnoty chrześcijańskiej miłości bliźniego swego. Dzięki temu paru ludzi może przeżyłoby zimę?

piątek, 12 grudnia 2014

"Wierzę, że Platforma w Poznaniu się zmieniła"



Sebastian Borkowski: Rozumiem, że po wyborze Macieja Wudarskiego na wiceprezydenta Poznania, zgłosiło się do PdM sporo osób potrzebujących pomocy?
Lech Mergler: „Parę” zgłoszeń jest. Ale to dobrze, nie powinno dziwić. Jest ileś spraw w mieście, którymi trzeba zająć się natychmiast.  Może dzięki temu da się coś uratować, jakiś drzew nie wyciąć, jakiejś drogi nie zepsuć, czy jakieś nietrafionej inwestycji nie rozpocząć.  Więc takich zgłoszeń od ludzi, którzy wierzą, że da się coś od ręki zrobić, czy naprawić, trochę jest. I ten optymizm cieszy. 

Jest jeszcze budżet. Poznańska Masa Krytyczna już wysłała petycję do prezydenta z wnioskiem o kilkanaście poprawek.
My mamy radnego, więc jesteśmy w trochę innej, lepszej, sytuacji.  Zresztą myśmy już swoje wstępne uwagi złożyli, dostaliśmy prośbę w tej sprawie od prezydenta. Zobaczymy jak daleko będą mogły pojść  zmianyw tym budżecie autorstwa R.Grobelnego  

Czy Maciej Wudarski to będzie Wasz wiceprezydent?
To zależy, co znaczy „nasz”. Sami się nad tym zastanawiamy. 

Na Facebooku gdzieś napisałeś sformułowanie „nasi” i niektórzy to chyba opacznie zrozumieli.
W wymianie wypowiedzi na FB  dokładniej chodziło o to, że nie wszyscy czterej prezydenci na zdjęciu na schodach ratusza wywodzą się z naszego środowiska. Ale istotne jest, co w tym kontekście znaczy słowo „nasi”.  Żeby to dobrze zrozumieć warto może pokazać dwa skrajne bieguny, pomiędzy którymi gdzieś znajduje się adekwatna wykładnia słowa „nasi” – pamiętając jednak, że prezydent i wice podejmują decyzje jednoosobowo, i jednoosobowo za nie odpowiadają. Jeden biegun to wyobrażona sytuacja polegająca na tym, że  Maciej w roli wiceprezydenta jest przez nas ubezwłasnowolniony i nie podejmuje żadnej decyzji bez telefonu do  prezesa, zarządu czy innych członków stowarzyszenia. I w takim ekstremalnym  rozwiązaniu on robi tylko i dokładnie to, co mu każemy. Jest to oczywiście niemożliwe, niewyobrażalne, i nikt przytomny tego nie chce. I drugi biegun, przeciwstawny, że jest on całkowicie niezależny od nas i w ogóle zapomina skąd się wywodzi i kto go popierał, działa całkowicie bez kontaktu z nami, wyłącznie w oparciu o swój indywidualny obraz i osąd. To równiez wydaje mi się niewyobrażalne. 

Słyszałem, że długo dyskutowaliście czy poprzeć Macieja Wudarskiego na wiceprezydenta.
Najpierw w bardzo zorganizowany i sformalizowany sposób wybraliśmy go  jako kandydata na prezydenta. Całkowicie demokratycznie – mieliśmy u nas prawybory, a na wybór nie miały wpływu żadne gazety ani sondaże. A kiedy media ujawniły jego osobę jako ewentualnie rozważaną propozycję kandydata na wiceprezydenta to faktycznie zaczęliśmy bardzo poważnie dyskutować o tym, czy go popieramy. Ale bez żadnych oporów, bardziej chodziło o przeanalizowanie wątków równolełych niż samej osoby Macieja.  Najpierw cała historia pojawiła się w mediach, a dopiero potem u nas, bo było to rozważane przez prezydenta wstępnie, roboczo, bez żadnej pewności, że będzie zrealizowane. Chciałbym podkreślić, że cała ta sytuacja była dla nas kompletnym zaskoczeniem, spadła jak grom z jasnego nieba, nigdy wcześniej z żadnej strony kwestie personalne nie stawały. Maciej powiedział nam, że zdecyduje się serio potraktować propozycję prezydenta, ale tylko pod warunkiem, iż otrzyma od nas poparcie. I oczywiście otrzymał, ale dyskusja trwała mniej więcej dobę.  

Co zdecydowało o Waszym poparciu?
Maciej został wiceprezydentem z powodów programowych.  Jedną rzeczą jest nasze zobowiązanie  wobec Jacka Jaśkowiaka, że będziemy go wspierać. To kwestia pewnej lojalności, bo w końcu to my rozpoczęliśmy organizowanie społecznego poparcia dla Jacka przed II turą. Wtedy takie zobowiązanie uczyniliśmy: jeśli wygrasz, to masz nas za soba. Ale – i to rzecz druga, ważniejsza – to poparcie jest związane  z możliwością realizacji naszych założeń programowych.  Zgodziliśmy się wspólnie na to, by pewne bardzo istotne naszym zdaniem dla miasta rzeczy przeprowadzić. Na pewno jest też tak, że jeżeli za  bardzo nie będzie to wychodzić, za dużo będzie przeszkód, oporów i nastąpi przekroczenie jakiejś granicy, to Maciej może się wycofać, przy naszym poparciu. 

Czyli co, z jednej strony jest to Wasz wiceprezydent, Wy go popieracie, ale z drugiej strony jak Maciej Wudarski będzie widział, że pewnych rzeczy nie da się zmienić, to może nawet zrezygnować.
Zależy to też od natury problemów, przeszkód na jakie natrafi. Przecież nie będzie miał wpływu np. na to, że zmienią się orzecznictwa sądów w jakieś tam sprawie na niekorzystne dla miasta a korzystne dla deweloperów! Ale jeżeli to będą powody takie, że inna część władzy wykonawczej…

…Czyli nazwijmy może wprost – Platforma.
Platforma Obywatelska, ale to też jest kwestia układu koalicyjnego  w Radzie Miasta (dopiero zobaczymy, co tam się będzie działo), który może blokować zmiany. W takim przypadku inaczej będzie wygląda kwestia ewentualnego wycofania się. 

I Wy już to wcześniej sobie ustaliście?
Nie, jeszcze nie, przecież dopiero minęło pięć dni od informacji o stanowisku wiceprezydenta dla Macieja.  Dopiero zaczął się proces definowania relacji Stowarzyszenia z naszym wiceprezydentem. Mamy jednak świadomość, że wynik wyborów bardzo jednoznacznie wskazuje na wielką potrzebę zmiany w Poznaniu. Jesteśmy w jej głównym nurcie, więc dość trudno sobie wyobrazić, że nowe władze spróbują tej powszechnej woli się przeciwstawić. 

A „przywłaszczycie” sobie, jako PdM tylko dla siebie wiceprezydenta?
Rozpiętość ideowa i programowa, spór o jakieś konkrety, może powodować, że niektóre organizacje będą uważały, iż Maciej jest bardziej ich wiceprezydentem, inne mniej. Nadal jednak będzie to wiceprezydent wszystkich poznaniaków, a nie tylko „nasz”. Jako przykład niech służy żużel na Golęcinie, gdzie różne organizacje społeczne mają inne punkty widzenia. 

Napisałeś gdzieś na blogu u siebie, że po wyborze Macieja Wudarskiego na prezydenta „część wspólnoty społecznej uznała go za wroga publicznego nr 1”. To nie jest zbyt ostro powiedziane?
Pytanie na ile blog jest agorą publiczną. Możemy przyjąć, że w tym świecie wirtualnym to jest. 

No oczywiście, że jest. Niezależnie czy podczas naszej teraz rozmowy, czy powiedziane na ulicy, czy napisane gdzieś w internecie – to jest wypowiedź publiczna.
Ja traktuję te wypowiedzi, które pod adresem Macieja padały na Facebooku ze strony niektórych zawiedzionych w swoich oczekiwaniach osób, jako publiczne. Padały bardzo mocne słowa np. takie, że  kieruje się on wyłącznie prywatnymi ambicjami, że łamie jakieś porozumienia – których zresztą nie było. Oczywiście nie jest to głos dominujący, ale jednak dał się usłyszeć. Wiele osób, również z otoczenia Anny Wachowskiej-Kucharskiej, czy z PiSu, popiera jednak ten powstający nowy układ zarządzania miastem i rozumieją one, że  chodzi w nim wyłącznie o przeprowadzenie uzgodnionych, akceptowanych zmian w mieście. 

Prawo do Miasta nie zostanie partią?
Na tę chwilę nikt na nic takiego nie wpadł. Ja akceptuję niedominującą rolę partii politycznych w miejskiej demokracji  na tej zasadzie, że dysponuja one niektórymi takimi możliwościami jakich nie mają organizacje lokalne. Np. zaplecze krajowe, poparcie dla swoich tematów w stolicy, mają jasno określone struktury skutecznego działania, no i mają pieniądze. Źle się jednak dzieje wtedy, kiedy decyzje dotyczące nas tutaj, nie zapadają na miejscu, ale gdzieś tam w Warszawie, w gabinetach partyjnych wodzów. 

Jak wykorzystacie Tomka Wierzbickiego oraz Macieja Wudarskiego, do tego by coś zmienić w mieście? Czym to się będzie różniło, od tego, co robiliście dotychczas?
Dopiero niedawno sobie uświadomiłem, że ta zmiana władzy (wykonawczej) w Poznaniu jest największa od 1990 roku, od 25 lat. Dlatego że kiedy  R.Grobelny przejmował władzę od W.Kaczmarka, to było to w „rodzinie” UW. W tej chwili dwóch z piątki prezydenckiej, bo czekamy na panią wiceprezydent, nie wywodzi się z tej samej „rodziny”, tylko skąd inąd. I cała piątka jest nowa. 

No, ale Mariuszowi Wiśniewskiemu współpracy z organizacjami pozarządowymi odmówić nie można.
Oczywiście.  Ale zmierzam do czegoś innego. Ta zmiana, która teraz nastąpi, wymaga czasu, bo musi być bardzo zasadnicza.  Po tylu latach działania pewnych struktur w urzędzie, nie da się zmienić utrwalonego sposobu jego funkcjonowania z dnia na dzień. I my też musimy sami porządnie i z namysłem określić sobie, jak chcemy i możemy wspierać Macieja i Jacka Jaśkowiaka oraz naszego radnego, Tomka Wierzbickiego. W tym celu spodziewam się, że może już w styczniu zwołamy walne zebranie naszych członków.  
Najistotniejsze tu jest zawarte porozumienie programowe. I my, i prezydent i PO chcemy zmian. Wierzę, że Platforma w Poznaniu się zmieniła. Może jestem naiwny, ale tak mi się wydaje. Widzę, że dokonali pewnej ewolucji – od takiej wersji hard neoliberalizmu, do  polityki bardziej uspołecznionej. 

A gdzie miejsce dla Waszego radnego?
To jest taki trójkąt. Jest wiceprezydent Wudarski, jest prezydent Jaśkowiak, jest też nasz radny Wierzbicki. Dobrze, jakby czasem nasz radny był języczkiem u wagi w Radzie Miasta, co przy obecnym układzie jest możliwe, bo wtedy bardzo wiele od niego by zależało. 


Rozmowa dla portalu poznajmiasto.pl 11 grudnia 2012 r. opublikowana 12 grudnia 2012
Tytuł pochodzi od redakcji.. 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

PANIE PREZYDENCIE JAŚKOWIAK, RÓB PAN SWOJE!


 
To wezwanie jest o tyle bez sensu, że raczej nie ma podstaw wątpić, by prezydent-elekt postępował inaczej. Jest ono skierowane raczej na zewnątrz, nie tyle jako wezwanie do jakiegoś działania/postępowania, co krytyka rozmaitych form presji na Jacka Jaśkowiaka, kategorycznych żądań, pouczeń, zdecydowanych ocen itd.

„Miodowy tydzień”?

Miniony tydzień, a na pewno druga jego połowa, była bardzo wydajna jeśli chodzi o publiczną produkcję narracji odnoszących się do działań nowego prezydenta. W centrum uwagi, a jeszcze bardziej dużych namiętności, znalazły się kwestie personalne, potocznie określane jako decyzje o stołkach (a wulgarnie – o dostępie do koryta... o tyle nietrafne, że JJ zamienia zajęcie bardzo dochodowe na sporo mniej). Jak zwał tak zwał – jest to sfera wywołująca o wiele więcej zapału niż taki na przykład program wyborczy. Kto zostanie wiceJackiem – Iksiński czy Igrekowski? A czemu nie Zetowski albo Abecadlak? A może Uvałwicz? Wiceprezydentów może być maksimum czterech, więc temat wielki jak słoń, liczba możliwych kombinacji/spekulacji ogromna.

Ktoś przytomnie napisał, że prezydent-elekt nie miał nawet miodowego tygodnia spokoju (rozkoszy?) po wyborze, a cóż dopiero 90 spokojnych dni. Z jednej strony część opinii publicznej zaczęła fomułować mniej lub bardziej zdecydowane oczekiwania/żądania personalne, a z drugiej – media bardzo skutecznie upubliczniały każdą propozycję personalną, hipotetyczną, rozważaną choćby wstępnie i w małym gronie. To z kolei generowało ruch opinii i komentarzy, podejrzeń, zarzutów, pretensji itd., napędzających zwrotnie aktywność mediów. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, jakoś tak to chyba powinno działać. Trzeba mieć nadzieję, że publiczne obnażanie procesu negocjacyjnego nie oznaczało niczyjej indywidualnej krzywdy, choćby przez żywiołowe upublicznienie wrażliwych informacji osobistych. Jednak, z drugiej strony, po 16 latach polityki gabinetowej mamy do czynienia z czymś całkiem nowym, fenomenalnym, demokracją in status nascendi, o czym nie do końca wiemy, jak powinno wyglądać. Jest to na swój sposób fascynujące, łącznie z obecnością szeregu iluzji, czy złudzeń. Ale też możliwością obserwowania różnych strategii rozmaitych podmiotów usiłujących oddziaływać na wynik, czyli decyzje personalne prezydenta-elekta, kto będzie jego najbliższym współpracownikiem najwyższego szczebla. I wyobrażenia, czasem spiskowe, o tych strategiach.

„Kluczowa” kwestia wiceJacków

O ile mi wiadomo, było tylko jedno publicznie sformułowane, i przewidywalne żądanie personalne przed II turą wyborów prezydenckich: Kongres Kobiet zgłosił oczekiwanie, by jednym z wiceprezydentów była kobieta. Poza tym podstawowym oczekiwaniem było, by skończyło się urzędowanie Ryszarda Grobelnego. Organizacja bardziej sformalizowanego poparcia dla Jacka Jaśkowiaka przez komitety SLD Lewica Razem, Anny Wachowskiej-Kucharskiej i Koalicji Prawo do Miasta związana już była z wynegocjowaniem pakietu 8 punktów warunków programowych poparcia. Nadal nie było żadnych uzgodnień, deklaracji, umów czy zobowiązań personalnych. Jacek Jaśkowiak na samym początku, wchodząc w rozmowy o poparciu z przedstawicielami naszych trzech komitetów zastrzegł sobie, po kilkakroć, że nie podejmuje przed II turą wyborów żadnych zobowiązań personalnych. Nasz wspólny kredyt zaufania, ogłoszony 22 listopada br., nie miał za podstawę żadnych warunków personalnych!

Trzeba przypomnieć, że wtedy już był znany układ sił w radzie miasta. Przede wszystkim wcześniej było wiadomo, że T.Lewandowski, kandydat lewicy na prezydenta deklaruje poparcie dla każdego rywala R.Grobelnego. Podobnie, acz przy sformułowaniu pewnych warunków – Anna Wachowska-Kucharska i Maciej Wudarski. Jednak już po II turze wyborów wykreowało się po stronie najgłośniejszej części środowiska lewicy, oczekiwanie by to właśnie T.Lewandowski został jednym z wiceprezydentów. Prezydent-elekt odniósł się do tego akceptująco, ale nie było to zobowiązanie, raczej istotna i atrakcyjna możliwość. Zarówno komitet PdM jak i AW-K uznały ją za sensowną, słuszną i potrzebną.

Mikro-kredyt zaufania

Zaufania w ramach kredytu dla Jacka Jaśkowiaka starczyło na 2-3 dni. Bo mniej więcej już od minionego wtorku-środy zaczęło się rozkruszanie go. Najpierw wyższe szarże PO ogłosiły kto tu rządzi (pisałem o tym), a potem ruszył chocholi taniec. Stawało się coraz bardziej jasne, że wcześniejsze punkty widzenia, eksponujące wspólną troskę o miasto, w większości upadły – wypłynęły partykularne interesy i ambicje. O ile najpierw wspólna uwaga była skupiona na obaleniu Ryszarda 16 lat Grobelnego, potem – na warunkach programowych nowej, alternatywnej prezydentury, to ostatecznie, to co było „wspólne” przestało istnieć, a kulminacja nastąpiła wczoraj na spotkaniu w centrum Bukowska.

Stało się publiczne wiadome, że dla „góry” PO udział T.Lewandowskiego we władzach jako wiceprezydenta jest trudny do zaakceptowania, mimo przeciwnej i zdecydowanej wyjściowej postawy w tej sprawie Jacka Jaśkowiaka. Dlatego pojawiły się inne potencjalne kandydatury, w tym – w piątek – Macieja Wudarskiego, wcześniejszego kandydata na prezydenta Poznania Koalicji Prawo do Miasta. W moim przekonaniu kolportowany pogląd, że prezydent-elekt „ugiął” się przed „górą” PO nie jest trafiony. Jacek Jaśkowiak kalkuluje, i w wyniku wyszło mu, że koszt wojny na górze i na dole PO jest dla Poznania zbyt wielki. Decyduje jednoosobowo, jednoosobowo został wybrany i jednoosobowo odpowiada, w każdym sensie – moralnym, politycznym, prawnym... Konstrukcja demokratycznej władzy jednoosobowej opiera się na zawierzeniu i w konsekwencji powierzeniu na określony czas spraw publicznych wybranej osobie. Tu zawierzenia starczyło do pierwszej przeszkody. Czy ono zatem w ogóle miało miejsce?

Polskie piekło

Maciej Wudarski ani nikt z liderów naszego środowiska nie zabiegał o nominację, w żadnych kalkulacjach/kombinacjach personalnych jego osoba się nie pojawiała, jak np. Anny Wachowskiej-Kucharskiej albo Aleksandry Sołtysiak-Łuczak. Jako koalicja wyborcza nie prowadziliśmy w tej sprawie żadnej gry. Ewentualny wybór jednej, drugiej lub trzeciej osoby akceptujemy i było to oczywiste. Żądanie, z jednej strony, niezależności prezydenta-elekta od nacisków, ale tylko jeśli pochodzą od PO, a z drugiej – domaganie się podporządkowania własnym naciskom jest wewnętrznie sprzeczne. Sąd sądem ale racja musi być po naszej stronie!

Tak czy owak, wspólnota społecznego poparcia dla Nowego Otwarcia w Poznaniu legła w gruzach, Maciej Wudarski został przez część tej (byłej) wspólnoty uznany za wroga publicznego nr 1, „listek figowy” złych ludzi z PO, a nasze środowisko za piątą kolumnę, „konserwatywno-prawicowe” zaplecze pogrobowców RG, itp. bzdury... Polskiego kotła w piekle diabli nie pilnują, bo rodacy sami zadbają, żeby nikomu nie udało się wydostać. Cytat, jeden z wielu możliwych, z wypowiedzi Pani Przewodniczącej: Katarzyna Kretkowska W co Pani nie wierzy,  (...), że Maciej Wudarski wejdzie do zarządu jako ten listek figowy by legitymizować odgrzanie układu władzy PO-Grobelny, i dać temu układowi brakujący 1 głos? Ideowość to zdaje się nie jest cecha naczelna nowego wice-prezydenta, raczej ambicja własna i zarozumialstwo.. I dalej: Katarzyna Kretkowska PdM, Krzysztofie, a raczej osobista ambicja Wudarskiego używana jest instrumentalnie po to, by usankcjonować, przez tych samych co dotąd "działaczy", sojusz i trwanie dotychczasowego układu Grobelny-PO.

SLD bezpośrednio i wprost ustami T.Lewandowskiego, a wcześniej wiceprzewo rady miasta Katarzyny Kretkowskiej, publicznie przedstawił rodzaj ultimatum albo szantaż: ponieważ mamy tyle i tyle mandatów w radzie miasta (bo poparło nas – Tomka tylu i tylu wyborców), poparcie dla działań prezydenta elekta uzależniamy od stanowiska wiceprezydenta. Tomasz Lewandowski (…) Przed Jackiem ważny test. Albo konsekwentnie będzie szedł w kierunku wyznaczonym przez wyborców i zwiąże się z naszym klubem wbrew woli klubu przyjaciół Rysia. Albo podporządkuje się konserwie. Co wtedy? Proste. Będzie zdany na sojusz z ludźmi RG w radzie miasta i nie tknie nawet układu w mieście bo mu na to nie pozwolą. Proste jak budowa cepa. Tu nie ma żadnych wariantów pośrednich.

A na koniec ostatnie słowo Anny Wachowskiej-Kucharskiej, której wydawało się, że to „wiec”, w jaki przekształciło się wczorajsze spotkanie, będzie podejmował decyzje personalne. Dzięki temu wiemy, gdzie jesteśmy i kto jest kim.
Anna Wachowska-Kucharska: W podsumowaniu dyskusji. Była szansa na wspólne porządkowanie Poznania po 16-letniej działalności Ryszarda Grobelnego. Z udziałem środowisk społecznych kandydujących w wyborach i i innych, w wyborach nie biorących udziału oraz Tomasza Lewandowskiego z SLD. Szansa ta została zaprzepaszczona przez Prawo do Miasta w zamian za kilka stołków. PdM wspiera i staje się częścią tej reakcyjnej frakcji w Platformie Obywatelskiej, która żadnych zmian w mieście nie chce. Usprawiedliwiające wypowiedzi członków PdMu w sprawie oczywistej - tzn. napaści Lecha Merglera na dziennikarza Tomasza Nyczkę przypominają mi wypowiedzi Joanny Frankiewicz i Marka Sternalskiego - sączone na sesjach Rady Miasta w 2011 r - a popierające decyzje o likwidacji poznańskich szkół i przedszkoli.

Kto chce naprawdę zmieniać nasze miasto, niech robi swoje...